Wiosenne dni mijały
leniwie, przyroda powoli budziła się do życia, liście mieniły się zielenią. Margo pracowała w sklepie papierniczym, Anne uczyła się na pierwszym roku w polskiej sekcji liceum. To był dla niej
trudny czas, jednak nie mogła liczyć na wsparcie rodziców. Karolina coraz
częściej zamykała się w sypialni, Jean-Paul raz po raz zaglądał do kieliszka lub
znikał na całe wieczory – jak mówił żonie – do kolegów. Nierzadko wracał pijany,
co prowokowało kolejne małżeńskie kłótnie. Obie córki, przytłoczone trudną
sytuacją rodzinną, uciekały w miasto lub do koleżanek. Anne dodatkowo uczęszczała
na zajęcia teatralne.
Któregoś dnia najmłodsza Garwińska zajrzała
do pokoju rodziców.
- Mamo, możemy
porozmawiać? – spytała. Zauważyła zeszyt w rękach kobiety – Co robisz?
- Nic takiego, Aniu –
wyraźnie zdenerwowana kobieta ukryła notatnik przed jej ciekawskim spojrzeniem, z przyzwyczajenia zwraca się do niej polską formą imienia
– Co się stało?
Nastolatka przysiadła
się do niej, położyła ręce na kolanach. Westchnęła. Po chwili odsłoniła rękawy
koszuli, ukazując pręgi.
- Na litość Boską! –
matka zakryła usta dłonią – Kto ci to zrobił, córeczko?
Dziewczyna spojrzała na
nią oskarżycielsko, jej zielone oczy błyszczały od łez.
- Naprawdę nie wiesz?
– prychnęła pogardliwie – Co wczoraj powiedziałaś ojcu? Chwilę po twoim wyjściu
wpadł do mojego pokoju i uderzył mnie kablem od żelazka! Może mi wytłumaczysz,
dlaczego? Co złego znów zrobiłam?
Karolina sięgnęła
pamięcią do poprzedniego dnia. Przypomniała sobie pijacką awanturę z mężem,
wyzwiska, pretensje, oskarżenia… Oskarżenia!
Krew odpłynęła jej z
twarzy. Chwyciła dłonie córki.
- Czy coś ci
powiedział? – spytała z przestrachem w głosie.
- Inaczej bym chyba
nie pytała, prawda? – wyrwała się z jej uścisku – I co, nie zamierzasz nic z
tym zrobić? Mamo, ojciec mnie uderzył! – była przerażona, chciało jej się płakać.
- Kochanie,
spokojnie. Porozmawiam z nim, obiecuję...
Odpowiedziało jej
trzaśnięcie drzwiami. Zrezygnowana spuściła wzrok, otworzyła zeszyt i zanotowała coś w skupieniu.
Pojedyncze łzy skapnęły na papier, rozmazując tusz.
Jean-Paul wrócił do
domu dopiero późnym wieczorem. Zastał Karolinę opartą o ścianę z rękami
założonymi na piersiach.
- Co tak na mnie
patrzysz? – wybełkotał.
- Uderzyłeś Anne – żona świdrowała go wzrokiem.
- A tam zaraz
uderzyłeś – doczłapał do krzesła w kuchni, siadł powoli – To był wypadek.
- Wypadek? Czyżby? –
w korytarzu stanęła Margo opatulona szlafrokiem, hebanowa czerń jej włosów zmieszała się z mrokiem – Interesujące, akurat miałeś w rękach sznur, zupełnie
znikąd. Przyznaj się, że zrobiłeś to z premedytacją!
- Małgosiu, proszę… -
wyszeptała po polsku matka, spoglądając na nią błagalnie – To sprawa między mną a ojcem.
- Nie, do cholery! –
wściekła się – Nie widzisz, co tu się dzieje? Podniósł rękę na twoje dziecko!
Otwórz oczy, kobieto! Kto uderzył raz, zrobi to ponownie! Myślisz, że jesteśmy
ślepe i nie widzimy, jak ten pijak tobą poniewiera? Anne potrzebuje matki, do
kurwy nędzy!
- Już nie rób ze mnie
potwora – wtrącił się sponiewierany Francuz – Sama sobie winna.
- Słucham?! – dziewczyna niemal
zakrztusiła się śliną – Jak śmiesz oskarżać? Mamo, powiedz mu coś wreszcie, postaw
się!
- Wracaj do siebie,
nic się nie stało – powiedziała stanowczo kobieta – To się już nie powtórzy.
- Nie wierzę, w tym
domu wszyscy oszaleli – pokręciła głową z politowaniem – Ty go jeszcze bronisz, aż
tak nisko upadłaś?
Karolina nie
odpowiedziała, przymknęła powieki. Chwilę później została z pijanym mężem śpiącym z
głową wspartą na blacie. Ukryła twarz w dłoniach, załkała. Usłyszała szelest w
korytarzu. Odjęła ręce, dostrzegła młodszą córkę.
Dziewczyna wbiła w nią
wzrok.
- Nic nie zrobiłaś.
Jesteś beznadziejna - wycedziła przez zęby.
- Przepraszam – wyszeptała zdruzgotana kobieta.
***
maj 2018