Strony

niedziela, 15 lipca 2018

TA TRZECIA - 1X3

Czas się na chwilę zatrzymał. Anne wstrząsnął dreszcz, źrenice jej się rozszerzyły, bezwiednie zacisnęła palce. Margot objęła ją ramieniem, uśmiechnęła się pod nosem. „W końcu" wyszeptała bezgłośnie. Zerknęła na matkę skuloną w fotelu. Kobieta mrugała z niedowierzaniem, w jej oczach błyszczały łzy.

- Ale jak to – odchodzisz? – wymamrotała płaczliwie – Kto utrzyma rodzinę?

- Na litość Boską, twoja córka ma dwadzieścia dwa lata, pracuje. Anne w październiku skończy szesnaście, pójdzie do pracy – Jean-Paul w skupieniu oglądał swoje palce, nieprzejęty stanem żony – Poradzicie sobie.

- Ty parszywy ignorancie – zaatakowała go Margot – Gdybyś się choć trochę interesował, wiedziałbyś, że rzuciłam tę robotę, a Anne nie nadaje się do pracy. Nie po tym, co jej zrobiłeś.

- A ty znów swoje – przewrócił oczami – Co jej takiego zrobiłem, wyjaśnisz mi?

Dziewczyna wzięła oddech, by wykrzyczeć mu wszystko w twarz, ale nieoczekiwanie przerwała jej matka:

- Dlaczego odchodzisz?

- Poznałem kogoś – powiedział to spokojnie, wręcz z lekką nutą dumy.

Anne i Margot wymieniły przelotne spojrzenia, nie odezwały się słowem. Karolina płakała, błądziła nieprzytomnie wzrokiem po ścianach, szlafrok zsunął jej się z ramion.

- Wiedziałam! – wrzasnęła nagle – I pewnie to ta zdzira dawała ci alkohol! – wybiegła rozdygotana z salonu, dał się słyszeć dźwięk tłuczonego szkła i trzask drzwi sypialni.

***

maj 2018



czwartek, 12 lipca 2018

PATOLOGIA - 1X2

 Kolejne tygodnie nie przyniosły ukojenia, więzi na linii matka-ojciec-córki praktycznie się rozpadły. Karolina spędzała całe dnie zaszyta w sypialni, Margot rzuciła pracę, zajmowała się dorastającą siostrą – Anne drastycznie opuściła się w nauce, czynniki stresogenne pogarszały jej zdrowie. Jedynym zadowolonym z obrotu spraw wydawał się być Jean-Paul, dla którego nie było dnia bez choć jednego piwa – nierzadko mieszanego z innymi trunkami. Stawał się coraz bardziej porywczy, przemoc niemal na stałe zagościła na spokojnym z reguły osiedlu. A wszystko to za zamkniętymi drzwiami, pod maską normalnej, szczęśliwej wielokulturowej rodziny. Nie dało się jednak nie zauważyć krzywych spojrzeń rzucanych w kierunku Anne i Margot, nie usłyszeć cichnących na ich widok rozmów i półszeptanego „patologia".

Majowego sobotniego poranka, po około dwóch miesiącach od pamiętnej kłótni, Jean-Paul zakomunikował donośnym głosem:

- Musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym – odpowiedziała niewzruszona Margot, przewracając bezceremonialnie kolejną kartkę w książce – Ty nie umiesz rozmawiać.

Anne nawet nie podniosła wzroku znad pisanego wiersza.

- Dziewczynki, proszę... - Karolina złapała się framugi. Miała potargane włosy i cienie pod oczami, szlafrok wlókł jej się po podłodze – Przestańcie być takie zawistne.

- Zobacz, co on z tobą zrobił – Margot odrzuciła książkę, lustrując matkę lodowatym spojrzeniem – Dalej chcesz udawać, że jest wszystko w porządku? Przez was zawaliłam edukację, Anne dla odmiany przechodzi piekło. Ale ty oczywiście nie masz o tym pojęcia, bo zamknęłaś się w swoim świecie. W takim tempie stracisz własne dzieci szybciej, niż myślisz – przeniosła wzrok na ojca – Do salonu. Masz pięć minut.

Siostry usiadły na kanapie, z przerażeniem obserwując nieporadność matki, która ledwo doczłapała do fotela. Dopiero w tamtej chwili dostrzegły jej zapadnięte policzki.

- Wygląda jak trup – wyszeptała Anne.

Jean-Paul ciężko opadł na siedzenie, charcząc niczym niedźwiedź. Splótł palce, nie patrzył na wymizerowaną żonę. Atmosfera gęstniała z każdą kolejną sekundą.

- Słuchamy – w końcu krępującą ciszę przerwała Margot, jej ton nie zdradzał żadnych emocji.

Mężczyzna westchnął ciężko.

- Jest mi bardzo przykro – przerwał na chwilę, by odkaszlnąć – Muszę odejść.

***

maj 2018



niedziela, 8 lipca 2018

RODZINNY SEKRET - 1X1

Wiosenne dni mijały leniwie, przyroda powoli budziła się do życia, liście mieniły się zielenią. Margo pracowała w sklepie papierniczym, Anne uczyła się na pierwszym roku w polskiej sekcji liceum. To był dla niej trudny czas, jednak nie mogła liczyć na wsparcie rodziców. Karolina coraz częściej zamykała się w sypialni, Jean-Paul raz po raz zaglądał do kieliszka lub znikał na całe wieczory – jak mówił żonie – do kolegów. Nierzadko wracał pijany, co prowokowało kolejne małżeńskie kłótnie. Obie córki, przytłoczone trudną sytuacją rodzinną, uciekały w miasto lub do koleżanek. Anne dodatkowo uczęszczała na zajęcia teatralne.

Któregoś dnia najmłodsza Garwińska zajrzała do pokoju rodziców.

- Mamo, możemy porozmawiać? – spytała. Zauważyła zeszyt w rękach kobiety – Co robisz?

- Nic takiego, Aniu – wyraźnie zdenerwowana kobieta ukryła notatnik przed jej ciekawskim spojrzeniem, z przyzwyczajenia zwraca się do niej polską formą imienia – Co się stało?

Nastolatka przysiadła się do niej, położyła ręce na kolanach. Westchnęła. Po chwili odsłoniła rękawy koszuli, ukazując pręgi.

- Na litość Boską! – matka zakryła usta dłonią – Kto ci to zrobił, córeczko?

Dziewczyna spojrzała na nią oskarżycielsko, jej zielone oczy błyszczały od łez.

- Naprawdę nie wiesz? – prychnęła pogardliwie – Co wczoraj powiedziałaś ojcu? Chwilę po twoim wyjściu wpadł do mojego pokoju i uderzył mnie kablem od żelazka! Może mi wytłumaczysz, dlaczego? Co złego znów zrobiłam?

Karolina sięgnęła pamięcią do poprzedniego dnia. Przypomniała sobie pijacką awanturę z mężem, wyzwiska, pretensje, oskarżenia… Oskarżenia!

Krew odpłynęła jej z twarzy. Chwyciła dłonie córki.

- Czy coś ci powiedział? – spytała z przestrachem w głosie.

- Inaczej bym chyba nie pytała, prawda? – wyrwała się z jej uścisku – I co, nie zamierzasz nic z tym zrobić? Mamo, ojciec mnie uderzył! – była przerażona, chciało jej się płakać.

- Kochanie, spokojnie. Porozmawiam z nim, obiecuję...

Odpowiedziało jej trzaśnięcie drzwiami. Zrezygnowana spuściła wzrok, otworzyła zeszyt i zanotowała coś w skupieniu. Pojedyncze łzy skapnęły na papier, rozmazując tusz.

Jean-Paul wrócił do domu dopiero późnym wieczorem. Zastał Karolinę opartą o ścianę z rękami założonymi na piersiach.

- Co tak na mnie patrzysz? – wybełkotał.

- Uderzyłeś Anne – żona świdrowała go wzrokiem.

- A tam zaraz uderzyłeś – doczłapał do krzesła w kuchni, siadł powoli – To był wypadek.

- Wypadek? Czyżby? – w korytarzu stanęła Margo opatulona szlafrokiem, hebanowa czerń jej włosów zmieszała się z mrokiem – Interesujące, akurat miałeś w rękach sznur, zupełnie znikąd. Przyznaj się, że zrobiłeś to z premedytacją!

- Małgosiu, proszę… - wyszeptała po polsku matka, spoglądając na nią błagalnie – To sprawa między mną a ojcem.

- Nie, do cholery! – wściekła się – Nie widzisz, co tu się dzieje? Podniósł rękę na twoje dziecko! Otwórz oczy, kobieto! Kto uderzył raz, zrobi to ponownie! Myślisz, że jesteśmy ślepe i nie widzimy, jak ten pijak tobą poniewiera? Anne potrzebuje matki, do kurwy nędzy!

- Już nie rób ze mnie potwora – wtrącił się sponiewierany Francuz – Sama sobie winna.

- Słucham?! – dziewczyna niemal zakrztusiła się śliną – Jak śmiesz oskarżać? Mamo, powiedz mu coś wreszcie, postaw się!

- Wracaj do siebie, nic się nie stało – powiedziała stanowczo kobieta – To się już nie powtórzy.

- Nie wierzę, w tym domu wszyscy oszaleli – pokręciła głową z politowaniem – Ty go jeszcze bronisz, aż tak nisko upadłaś?

Karolina nie odpowiedziała, przymknęła powieki. Chwilę później została z pijanym mężem śpiącym z głową wspartą na blacie. Ukryła twarz w dłoniach, załkała. Usłyszała szelest w korytarzu. Odjęła ręce, dostrzegła młodszą córkę.

Dziewczyna wbiła w nią wzrok.

- Nic nie zrobiłaś. Jesteś beznadziejna  - wycedziła przez zęby.

- Przepraszam – wyszeptała zdruzgotana kobieta.

***

maj 2018



sobota, 30 czerwca 2018

FABUŁA

Polsko-francuskie małżeństwo - Karolina Garwińska i Jean-Paul Lacroix - wspólnie wychowują dwie córki - dwudziestodwuletnią Margot i sześć lat młodszą Anne. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zburzyć tej harmonii. Co więc doprowadza spełnioną żonę i matkę do targnięcia się na własne życie? Jakie tajemnice skrywa mieszkanie w szesnastej dzielnicy Paryża?